Rzemiosło piernikarskie we Wrocławiu ma wielowiekową tradycję, jeszcze starszą niż Toruń. Zwyczaj wypiekania pierników jest potwierdzony w dokumentach księstwa świdnicko-jaworskiego z 1293 roku. Piperatas tortas facientes, czyli „wytwórcy ciastek z pieprzem”, to najstarsza wzmianka odnosząca się do wypieku pierników na Śląsku. Jest to również obecnie najstarsza znana wzmianka o wypiekaniu pierników w Europie Środkowej. Pierwsze udokumentowane wzmianki we Wrocławiu pojawiły się już w 1355 roku, choć tradycja zapewne jest znacznie starsza.

Dziś pierniki kojarzą się ze słodkimi i lukrowanymi ciastkami. Dawniej smak bardzo się różnił od tego, który znamy dziś. Pierniki jadano jako dodatek do wytrawnych dań. Podawano je z rybą czy sercami wołowymi.
Podstawą jest przyprawa korzenna. W dawnych recepturach wrocławskich pierników oprócz miodu, cynamonu, pieprzu wykorzystywano też ziele angielskie, gałkę muszkatołową oraz kolendrę i koper. W kolejnych wiekach pojawiał się: imbir, anyż i kardamon.

Sławą wśród pierników wrocławskich końca XVII i początku XVIII wieku był Jungfernkorb, zwany też Jungrfrau, czyli mały piernik w kształcie kobiety, nadziewany migdałami i kandyzowanymi skórkami owoców. Ciasto przyprawiano też cynamonem, sokiem z cytryny, a nawet ciemnym piwem. Piernik ten był obowiązkowym zakończeniem obiadu w wielu mieszczańskich domach.
Mawiano dawniej we Wrocławiu: „Zemsta słodka jak piernik Lessinga”. Skąd wzięło się to powiedzenie? Kto i czym zawinił, iż ściągnął na siebie tak pełną wykwintnych smaków i aromatów wendetę? Cofnijmy się do roku 1761, gdy trwała trzecia wojna śląska (1756-1763) – zwana też wojną siedmioletnią – a w mieście znalazł się Gotthold Ephraim Lessing (1729-1781), czołowa postać niemieckiego oświecenia, dramaturg, krytyk i teoretyk literatury, zapalony bibliofil i reformator teatru niemieckiego, podejmując za wstawiennictwem króla Fryderyka II służbę w roli sekretarza w gabinecie wojskowym generała Friedricha Bogislava von Tauentziena (1710-1791), dowodzącego w tym czasie wrocławskim garnizonem. Prywatnie mieszkał Lessing u jednego mistrza piernikarstwa, nazwiska którego źródła nie zachowały jednak do naszych czasów. Uczył jego dwie córki języka francuskiego, snuł często przed całą rodziną niekończące się gawędy o literaturze, teatrze, swoich podróżach, ludziach świata kultury i sztuki niemalże całej Europy, lecz zwykle w godzinach wieczornych udawał się na miasto, gdyż życie nocne było – rzec można – jego żywiołem. A nadto hazard zjadający niemałe zasoby jego portfela… Wracając zaś wczesnym rankiem na pokoje, które wynajmował od gospodarza, czynił nierzadko sporo zamieszania stawiając przedwcześnie na nogi jego całą rodzinę – to podśpiewywał, gdy dopisywał mu humor, to przewracał przez nieuwagę sprzęty domowe, tą klął po niepowodzeniu przy karcianym stoliku, to znowu wzywał żonę piernikarza, by przygotowała mu śniadanie, gdy psy szczekały już na ulicach. Przebrała się miarka na jego zachowanie, a mistrz korzennych wypieków postanowił „odwdzięczyć” się Lessingowi za zakłócanie domowego miru. Jak postanowił, tak… Upiekł przed jarmarkiem bożonarodzeniowym rzeczonego już roku 1761 piernika z karykaturą sławnego Jegomościa – lecz garbatego, w niekształtnym surducie, lichym obuwiu i z marnym nakryciem głowy. Piernik przypadł wrocławianom do gustu tak w smaku, jak zwłaszcza z powodu wybornego żartu. Był dostępny w budach jarmarku przez ponad stulecie, zaś „Zemsta słodka, jak piernik Lessinga” weszła na trwałe do zasobu wrocławskich powiedzonek. (Źródło: https://piernikiwroclawskie.pl/pl/p/Piernik-Lessinga/578)
